niedziela, 11 lutego 2007

PKP, świniowóz i wojsko polskie

Zachciało mi się jechać w piątek wieczorem do Bydgoszczy.
Najpierw pojechałem PKS'em do Redy (jako, że mam bilet sieciowy, to jeżdżę na chama PKS'em żeby mniej bolało wydane 160 PLN'ów). Z Redy SKM'ką do Gdyni i wreszcie w Gdyni pociąg właściwy, relacji Gdynia Główna Osobowa - Bielsko Biała Główna, planowy odjazd godzina 20:45.
Jako, że nie pierwszy raz jechałem PKP nie zdziwiło mnie 10-minutowe opóźnienie, to mniej więcej jak z drogowcami - powiedzmy, że zaskoczyła ich zima.
Wchodzę sobie na peron, z którego za kilka minut miał odjechać pociąg i jakoś tak już automatycznie idę do ostatniego wagonu, z nadzieją, że tam będzie jakieś miejsce siedzące (na ogół ludziom nie chce się tak daleko zasuwać, więc są większe szanse). Doszedłem do przedostatniego wagonu a na drzwiach karteczka "Wagon niedostępny dla podróżnych". Nieco mnie to zdziwiło, bo w takim razie na cholerę go tam przyczepili? Z resztkami nadziei zbliżam się do ostatniego a tam, cholera, skserowana dokładnie ta sama kartka. Myślę sobie, że skoro tak jest, to tak musi być, bo se tak wymyślił jakiś jełop z PKP. Trudno, wracam. Mijając wagony dla wyższych sfer wsiadłem do najbliższej "dwójki". Zmierzając w kierunku czoła składu mijałem kolejno przedziały z naklejonymi karteczkami "rezerwacja", większość z nich była pusta. Chcąc - nie chcąc zaglądałem czasami w niektóre, być może z nadzieją, że w jakimś będzie karteczka "Przedział zarezerwowany dla Kashub'a [~]o". Niestety takiej nie znalazłem. Doszedłem do końca (czy raczej początku) tego wagonu i tylko jakiś palant do mnie "Czego pan tam szuka? wagon zarezerwowany dla naszej szkoły". Odpowiedziałem grzecznie "Gówno" i w tym właśnie momencie uświadomiłem sobie, że gorzej trafić nie mogłem. Tego właśnie dnia zaczęły się u nas cholerne ferie i całe to nieletnie bydło wyjeżdża sobie w góry kij wie po co.
Przechodząc przez kolejne wagony mijałem tylko karteczki o treściach podobnych do tamtych. Co się okazało? Że cały ten zasrany pociąg został zarezerwowany przez jakichś walniętych belfrów, co mają klasę liczącą 15 osób a zarezerwowali sobie 40 miejsc!!! Po dotarciu do pana maszynisty, który raczej do lokomotywy by mnie nie wpuścił postanowiłem wracać...
Wracając zatrzymałem się w jedynym wagonie, w którym szło się jeszcze zatrzymać ze względu na odrobinę wolnego miejsca - wagon do przewozu rowerów. W półmroku widać było, że jest tam więcej osób. Jako, że maiłem bilet na miejsce siedzące posadziłem swoje cztery litery na grzejniczku przy oknie. Pociąg ruszył - nie ma odwrotu. Piżdziało strasznie, jak w jakimś świniowozie. Czułem się jakbym jechał na Sybir - ciemno, zimna, smród, kiła i mogiła.
W oddali zaciemnionego i gęstego od dymu papierosowego wagonu dostrzegłem tylko jakichś hałaśliwych dresiarzy. Po kilku godzinach ich szarpaniny wywnioskowałem, że poszło o to, który z nich ma bardziej wypasiony dzwonek real music z manieczek w komórce. Dwóch chciało się o to naparzać, a czterech innych całą drogę ich uspokajało, bezskutecznie zresztą.
Dojechaliśmy do jakiejś stacji, chyba Sopot. Od samego momentu rozpoczęcia przez pociąg manewru hamowania słychać było same "k***wy" i "ch**je" z zewnątrz (te wewnątrz już pomijam). Gdy się pociąg zatrzymał i otworzyły się drzwi sprawa się rozjaśniła - żołnierze jadą se na przepustkę. Jak się po chwili okazało po ich gadce "byli łoni ze ślunska i łusiadli na rzyciach jak i jo siedzioł".
Od tego momentu do samej Bydgoszczy słyszałem tylko jak to beznadziejne żarcie dają w polskiej armii i jakie ch**je z tych, co na kuchni w woju siedzą. Żołnierze, jak to żołnierze zaopatrzyli się solidnie. Zaczęli skromnie - każdy po kilka [~]o. Jak się później przechwalali "główka pracuje i nie zapomnielim o mocniszym". Fakt, mieli wódę, ale co do "główka pracuje" to miałbym poważne wątpliwości. Najpierw 20 minut biadolili, że przecież nikt o popitce nie pomyślał, a potem skąd by tu wziąć jakiś kieliszek czy coś podobnego. Z opóźnionym zapłonem, ale zaskoczyli jednak, że do popity mają przecież piwko. Z tego miejsca też gratuluje pomysłowości w rozwiązaniu drugiego problemu - zrobili sobie kieliszek z rozciętej puszki od piwa. Nie liczyłem ilu se mordy przez to pocięło.
Tak oto mijała moja podróż. Musiałem wytrzymywać rozmowy żołnierzy z dresiarzami na poziomie muszli klozetowej oraz z poczuciem humoru wc-kaczki. Czasami, jak na moment opadła chmura dymu od fajek, szło dostrzec jednego debila, co pokazywał jak ładnie małpy skaczą przy dzwonku z komórki.
Udało mi się dopaść kanara. On pasował idealnie do towarzystwa, bo jak mu powiedziałem, że chciałbym se dupę posadzić gdzieś i może by otworzył te ostatnie puste wagony, to stwierdził, że przecież są ferie, więc muszę jechać w świniowozie. Odpowiedziałem grzecznie, że niech se w dupę wsadzi te dwa wagony i podziękowałem, że ma w dupie pasażerów, za których to pieniądze między innymi on żre.
W końcu udało mi się dotrzeć do celu. Mogłem w końcu nabrać świeżego (jak na Bydgoszcz i w porównaniu z klimatem w świniowozie) powietrza. Udało mi się nawet nie zostać celem żygowin zalanych już w tym momencie obrońców naszego narodu. Nie każdy miał tyle szczęścia.
Na zakończenie tego wywodu mam trzy małe prośby:
1) do PKP - skoro wiecie, że są ferie, to może tak dorzucić jakiś wagonik dla "normalnych" podróżnych albo chociaż otworzyć te, które ktoś doczepił?
2) do tych, co są nad żołnierzami takimi, jak ci - może tak poza pompkami i czyszczeniem szczoteczką kibelków przez młodych żołnierzy przydało by się ich trochę nauczyć zachowania w miejscach publicznych? Z tego co kojarzę, to niby reprezentują nasz kraj? Ja za taką reprezentację z góry dziękuję.
3) do przysłowiowych dresiarzy - klub w manieczkach już nie istnieje, a wasze "wypasione" dzwonki, bogate w pseudołacinę słownictwo i skakanie jak małpa na prawdę nie imponują ani troszeczkę pozostałym pasażerom.

2 komentarze:

Unknown pisze...

Przez prawie 5 lat jeżdzę na trasie Zielona Góra-Szczecin, i jak zbliżają się święta, to z miejscami niestety bywa kiepsko. Nie raz przesiedziałem (albo i nawet przestałem) na korytarzu. Cudowne uczucie jechać tak 5 godzin (swoją drogą taka podróż samochodem to 3,5h)...
Kiedyś miałem też przyjemność jechać ze Szczecina do Krakowa z żołnierzami, którzy przeszli do cywila.
Nauczyłem się kilku piosenek, ale to fakt, najciekawiej w pociągu to nie było...
PKP albo nie zależy na klientach, albo mają beznadziejnych managierów...

Kashub pisze...

No popatrz, dopiero teraz sobie uświadomiłem, że nie zaśpiewali ani pioseneczki :/ coś słabe to wojsko :D