poniedziałek, 21 maja 2007

Czego to Wy u mnie nie szukacie?

Przeglądałem sobie ostatnio statystyki oglądalności mojego bloga. Niby nic specjalnego, ale moją uwagę zwróciły frazy wpisywane w wyszukiwarki, które powodowały znalezienie tej właśnie strony. O ile frazy takie jak Kashub, generator napisów czy bezpłatne domeny są jak najbardziej właściwe, to pojawiło się też kilka innych, które spowodowały, że postanowiłem o nich właśnie napisać.
Oto niektóre frazy, które mnie zainteresowały wraz z krótkimi komentarzami z mojej strony:

  • generator muzyki na bloga - hmm... nigdy nie miałem i podejrzewam, że nie będe miał takich "ficzerów" na żadnej z moich stronek. Nie wiem też jak mógłbym pomóc temu poszukiwaczowi,
  • zdjęcie zlewki - widać jakiś amator fotografii innych niż wszystkie. Jedyne, co mogę na to poradzić, to poszukanie w wyszukiwarce obrazów Google, bo nie wiem o jakie zlewki akurat chodziło,
  • po co są ferie? - a no po to, żeby sobie odpocząć od belfrów a niby po co mają być? Mimo wszystko wcześniej u mnie takiej informacji nie było,
  • co to jest zatoka? - myślę, że tu najlepiej pomoże hasło z Wikipedii,
  • kluby dla wyższych sfer - hmm... tu się poddaję, bo w takowych nie bywam i nie pomogę nic w tym temacie,
  • animowane żołnierze - tu też raczej nic nie pomogę. Mogę jedynie odesłać do animowanych wygaszaczy na komórkę. Może się poszczęści i znajdzie się tam jakiś animowany żołnierzyk,
  • wolne miejsca w wojsku - heh, nie wiedziałem, że ktoś jest zainteresowany tym tematem, bo u mnie to co chwilę się wojsko samo upomina. Mam wrażenie, że oni to rekrutację prowadzą na okrągło ;),
  • programista php z bydgoszczy szuka pracy - i co ja Ci chłopie na to poradzę? Sam bym se popracował jako programista, a nie jako tzw. "zapchaj dziurę" (oficjalnie, to niby informatyk),
  • szukam pracy maszynista pkp - no tu, to już wcale nie pomogę. Proponuję poszukać na jakichś stronach PKP, bo u mnie nie znajdziesz. Akurat maszynisty nie potrzebuję. Coś widać wszyscy roboty jakiejś szukają,
  • pkp dzwonek - nie wiem jak osoba szukająca takich dzwonków wyobraża sobie jego brzmienie, bo ja to sobie wyobrazić za bardzo nie mogę. Zamiast tego mogę polecić dzwonki polifoniczne,
  • skm ze szczecina do gdyni - myślę, że nasza SKM aż takiej ekspansji terytorialnej nie prowadzi, ale może ktoś ma nowsze informacje na ten temat. Osobiście uważam, że jeśli ma to być tak szybka kolej jak teraz, to taki przejazd ze Szczecina do Gdyni można by śmiało podpiąć pod wycieczkę krajoznawczą. Przy tej prędkości można obejrzeć dosłownie wszystko, co znajduje się na trasie przejazdu,
  • misie pkp - ta fraza też mnie ładnie zaskoczyła. Nie wiem czy chodzi komuś o maskotkę czy o co? Temu Poszukiwaczowi mogę polecić zajrzenie na tę stronę. Można tam sobie zamówić misia w koszulce z dowolnym nadrukiem,
  • nieletnie za free - no, no... takie rzeczy to tylko... nie tutaj. Na pewno nie nieletnie. Osobom dorosłym mogę polecić jedynie ostre filmiki na komórkę,
  • mama jak se wsadzić w dupe kija - nie wiem... po prostu nie wiem co poradzić osobie, która szukała odpowiedzi na takie pytanie. Tak na chłopski rozum, to myślę, że kija trzeba wziąć, przyłożyć do otworu w dupie i po prostu energicznie popchnąć. Nie gwarantuję skuteczności, bo nie próbowałem tego robić ani nie mam zamiaru,
  • gruchy oraz polskie pietruchy - sprzedaży warzyw przez internet niestety nie prowadzę ani też nie wiem gdzie można by takie towary nabyć. Proponuje w sposób tradycyjny wybrać się po warzywka na jakiś bazar, lub do marketu w ramach niedzielnych spacerów z rodziną (ponoć tak teraz jest modnie),
  • grzegosz szefka blog - no przepraszam bardzo. do tego, że w moim nazwisku często mylą literkę f z w (pisząc Szewka) to już przywykłem, ale jak można napisać grzegosz??? Czy to aż takie egzotyczne imię, żeby takiego byka w pisowni strzelić???
  • wielki napis przepraszam - wychodząc na przeciw oczekiwań czytelników tego bloga (chłyt martetindowy), specjalnie dla osoby, która szukała wielki napis "przepraszam" (większy nie mogę, bo mi się blog rozjedzie ;P):

    PRZEPRASZAM

Jak widać ludzie różne rzeczy wpisują w szukarki. Niejednokrotnie trafiają nie tam, gdzie pewnie by chcieli, co widać po tych kilku nietrafionych keywords'ach. Jestem też przekonany, że pisząc tego posta spowoduję więcej tego typu odwiedzin. Mimo tego nie mogłem się powstrzymać i musiałem się pochwalić co to Wy u mnie byście chcieli zobaczyć ;)
Pozdrawiam serdecznie zagorzałych Poszukiwaczy [~]o

sobota, 12 maja 2007

Google nie zna granic Europy!

Od jakiegoś czasu Google chwali się, że ich statystyki się zmieniają, będzie nowy layout, funkcjonalność, itp.
Ostatnio wprowadzili sporo widocznych zmian. Oczywiście skorzystałem z możliwości wykorzystania tej nowej funkcjonalności. Kiedy jednak zobaczyłem sobie mapkę z geolokalizacją odwiedzających witrynę to przeżegnałem się lewą nogą. Oto jak taki gigant jak Google zna granice naszego kontynentu:



Napisałem do nich wczoraj do południa, ale nic (bynajmniej na razie) to nie dało. Jedyne, co otrzymałem to odpowiedź z automatu w stylu "Dzięki, że chcesz ulepszyć Google".
Mnie w podstawówce uczono nieco innych granic, chyba, że Google planuje jakąś grubszą akcję i chcą te granice przesunąć tak, aby im pasowały.
Mapki pozostawiam bez komentarza, bo po prostu brak mi na to słów.

czwartek, 10 maja 2007

Prawie jak uczelnia

Może i nie trzeba, może nie wypada, może mi za to dowalą... dłużej nie mogę tego trzymać, bo szlag to już mnie trafił dawno, a to, co mnie strzela teraz to nawet do napisania przeze mnie się nie nadaje.
Studiuję sobie na Wydziale Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej. Już od samego początku jakieś jaja się działy, bo legitymację to dostałem prawie 2 miesiące od rozpoczęcia studiów jako powód słysząc Proszę zrozumieć, że to nie tak hop-siup!.
Prawdziwy rozpierdziel pojawił się jednak w okolicach sesji. Nie, nie chodzi o to, co zawsze, że egzaminy, że sesja, że zaliczenia, że nauka, itp. Z tym akurat nie było większych kłopotów (tym razem). Zaliczenie poszło mi gładko. Egzaminy miałem 3. i 4. Lutego, wyniki - po maksymalnie tygodniu.
I tu zaczęło się piekło.
Jak wiadomo po egzaminach trzeba do psorka po wpis i oddać indeks z autografami do dziekanatu. Niby nic strasznego, gdyby nie to, że to wydział ETI na PG:

  • Najpierw problem był z uzyskaniem swojego indeksu, bo Jednak musi pan donieść to, tamto, albo może coś jeszcze. Na początku roku celowo spytałem czy będą jeszcze potrzebować jakieś papiery ode mnie. Wtedy usłyszałem, że to wszystko
  • jak już dostałęm indeks to problem był aby dorwać w weekendy wykładowców. Skoro studiujemy zaocznie, to chyba logiczne, że wypadało by umożliwić nam uzyskanie wpisów w weekendy. W dziekanacie Pani podsumowała, że wykładowcy nie będą przyjeżdżać w weekendy żeby jakieś wpisy dawać, bo nikt im za to nie zapłaci. Proszę sobie przyjść w tygodniu. Oczywiście nie można było się dowiedzieć w dziekanacie kiedy można by zastać poszczególnych wykładowców
  • jako, że dojazd na tę "uczelnię" zajmuje mi min. 2 godz. zostawiłem mój indeks koledze z Gdańska. Co chwilę chodził z naszymi indeksami z nadzieją, że kogokolwiek zastanie. Tu również okazało się, że w sekretariatach wykładowców jest równie "dobra" organizacja co na całym wydziale. Bo co oznacza zapis Sekretariat czynny w poniedziałkie w godz. 800 - 12000, skoro w poniedziałki około godziny 10-11 było zawsze i tak zamknięte?
  • jak już się udało w pewnym sekretariacie zostawić indeks (bo tak se wymyślili, że wpisu nie dadzą, tylko trzeba dla każdego psora w jego sekretariacie zostawić) to się okazało przy odbiorze po kilku dniach, że Nie ma pana indeksu i nie wiem co się z nim stało
  • znowu dziekanat. chyba jeszcze nie wspomniałem, że dla wszystkich zaocznych na tym wydziale jest jedna Pani w dziekanacie, która pracuje tylko w soboty po kilka godzinek. Dopchanie się do dziekanatu też na ogół graniczyło z cudem. No ale się dostałem, mówię, że z sekretariatu prof. XYZ ktoś mi zawinął indeks. i co? Doznałem szoku. Dostałem jeszcze opierdziel po co pana indeks leży w moim dziekanacie, skoro nie pan wszystkich wpisów?
  • wszystko było by może jeszcze do zniesienia, gdyby nie to, że mamy prawie kolejną sesję, a ja nadal nie mam wpisów. I tak dużo, że za którymś razem udało mi się otrzymać pieczątkę w legitymacji studenckiej. Gdyby nie to, to bileciki droższe (przez miesiąc i tak musiałem jeździć na "całym". Pieczątkę dostałem po tym, jak księgowa w pracy mi powiedziała: jako, że nie ma pan podbitej legitymacji studenckiej, trzeba będzie panu potrącić składki, jakieś 300 złotych. Wtedy trafił mnie szlag i powiedziałem, że nie wyjdę z dziekanatu póki nie dostanę pieczątki.

Legitymację mam, wpisów - dalej nie. Brakuje jeden... w weekendy pani profesor nie ma, w tygodniu może będzie. Niedługo znów sesja... Dla mnie koszmar. I nie mówię tutaj bynajmniej o trudności egzaminów czy sporej ilości nauki. Ogarnia mnie tylko lęk, że od czerwca czy lipca do końca roku kalendarzowego będę zmuszony użerać się z tymi wszystkimi na uczelni, żeby dostać jakieś autografy do indeksu. Żenada.
Na zakończenie fotka (sorrki za jakoś, ale telefonem robiłem) Wydziału Elektroniki, Telekomunikacji i Informatyki Politechniki Gdańskiej (to w tle oczywiście, ale widoki takie mamy dookoła):